© Piotr P. Walczak

Rozdział 4. Światełka

Poruszanie się w ciemnościach, po omacku, było praktycznie niemożliwe. Mogli spaść w jakąś dziurę, nadziać się na stalagmit, wreszcie…

– Zobacz – Tchórzajek złapał Trzęsawkę za ramię. – Tam się coś świeci! Chyba tam się potoczył.

Trzęsawka rzeczywiście wypatrzyła światełko. Zaczęli bardzo ostrożnie iść w tamtą stronę. W pewnym momencie zatrzymali się instynktownie.

– Albo mi się dwoi w oczach, albo tam są dwa światełka – szepnęła Trzęsawka.

– Rzeczywiście – mruknął Tchórzajek. – Czy to aby nie…

Nie dokończył. Dwa żółte światełka błyskawicznie zbliżały się do nich, jakby w podskokach. Jednocześnie skrzaty usłyszały złowrogie warknięcie, po którym serca skoczyły im do gardeł. W jednej chwili zrozumieli, że te ogniki to tak naprawdę para oczu jakiegoś drapieżnego potwora. Tchórzajek i Trzęsawka uskoczyli w bok w ostatniej chwili. Drapieżca przebiegł tuż obok, trącając ich łapą. Uderzyła ich szorstka sierść, zachwiali się i stoczyli jakimś wąskim, mokrym korytarzem. Wreszcie zatrzymali się na dnie jakiejś niecki.

– Auu, auu – jęczał Tchórzajek. – Moje plecy! Oj, jak boli! Chyba złamałem kręgosłup!

– Możesz ruszać nogami? – zapytała Trzęsawka.

– Mogę – jęknął Tchórzajek podnosząc najpierw jedną, a później drugą nogę.

– W takim razie twój kręgosłup jest cały – stwierdziła rzeczowo Trzęsawka.

– Ale boli… – skarżył się dalej skrzat.

– Obróć się na brzuch – poradziła Trzęsawka.

Tchórzajek jęknął ciężko i obrócił się. W miejscu gdzie leżał do tej pory, ciemności rozświetliła blada poświata. Trzęsawka klasnęła w ręce z radości.

– Zobacz co cię gniotło w plecy! – krzyknęła.

Tchórzajek spojrzał za siebie i zobaczył słoneczny kamień. Od razu też zapomniał o bólu.

– Jak dobrze! – powiedział z nieukrywaną radością. – Teraz przynajmniej będzie coś widać!